ostatnio zastanawialem sie ile ludzi sie po prostu nie urodzilo. urodzilo sie bardzo duzo. ile sie nie urodzilo? czy nie lepiej jest sie nie urodzic? rodzic jest odpowiedzialny za zycie ktore przywolal na swiat. jest odpowiedzialny za smierc dziecka.
mam coraz mniej sily i energii. posty moga byc w nieregularnych odstepach czasu. "Łatwo jest płakać, kiedy sobie człowiek uświadomi, że wszyscy, których kocha odrzucą go albo umrą." Dzień 55.
ciekawe po co choroby zostaly stworzone. czy ludzie umieraliby gdyby chorob nie bylo? po prostu ze starosci? czy to w ogole mozliwe? umrzec, bo zyje sie juz za dlugo? mam nadzieje ze nie umieram od zbyt dlugiego zycia. "Gdybym mógł się obudzić w innym miejscu, innym czasie, czy mógłbym się obudzić jako inna osoba?" Dzień 48.
Życie przestało mnie bawić. Powinno już dawniej kiedy dowiedziałem się o chorobie ale jakoś ciągle zdarzało mi się uśmiechać. Wczoraj nie uśmiechnąłem się przez cały dzień. Jest to gorszy objaw niż jakikolwiek ból. Jedno z ostatnich uczuć zostało mi zabrane. Pozostaje już tylko żal i smutek. "Pogodzenie się ze śmiercią stanowi podstawę autentycznego istnienia." Dzień 41.
Czuję się coraz słabiej. Sam sobie się dziwię, dlaczego jeszcze piszę. Jestem zmęczony tym wszystkim. Śpię dużo, mam problemy z pamięcią, zapominam wszystkiego. To jest straszne. Powoli zapominam kim jestem. Pracowałem nad swoim życiem od narodzin, a teraz powoli je tracę. To jest sprawiedliwe? Ale życie nie jest sprawiedliwe, należy się do tego przyzwyczaić bardziej, niż do osoby, która jesteś. "Spotykam najsilniejszych i najinteligentniejszych ludzi, jacy kiedykolwiek żyli i ci ludzie rozlewają paliwo na stacjach benzynowych albo usługują do stolików w restauracjach." Dzień 36.
Zastanawiam się czasem nad celem. Czy taki blog jest atrakcyjny? Kogo może interesować, to co ma do powiedzenia chory dzieciak, który nic w życiu nie osiągnął? Celem życia nie jest żyć wiecznie, ale stworzyć coś, co będzie. Całe życie staramy się stać Bogiem, a później umieramy. I to jest prawda. Ciekaw jestem dlaczego wszyscy (inni) ludzie to hipokryci. Strasznie się boję zapomnienia. W umyśle rodziców pewnie będę żył do końca ich życia. W umyśle znajomych pewnie jeszcze przez kilka miesięcy do, może, kilku lat. Ale co potem? Nikt już nie będzie pamiętał o nic nie znaczącym człowieczku. Ale nic w internecie nie ginie. Google zrobi kopię tej strony. Może kiedyś ktoś na nią trafi? Może ona zmieni jego podejście do życia i śmierci? To byłoby wspaniałe. Mam coraz mniej siły. Pewnie teksty też będą coraz słabsze. Istnieje taki mechanizm, że jeżeli przed występem czy prezentacją jakiegoś dzieła nastawi się człowieka na coś słabego, na to, że dzieło nie jest najwyższych lotów, to obniży on swoje wymagania i podświadomie lepiej odbierze nasze dzieło. "Wyprzedzają cię inne samochody. Widzisz ich tyły. Kierowcy pokazują ci środkowy palec. Ludzie, których pierwszy raz widzisz na oczy, zioną do ciebie nienawiścią. Nic sobie z tego nie robisz." Dzień 33.
Jestem chory od miesiąca. Życie niespecjalnie się zmieniło. Zamiast marnować czas przed komputerem, marnuję go śpiąc w łóżku. Zamiast zaprzątać sobie głowę grami, mam ją pełną snów. To zmiana. Zmiana na lepsze. Chyba. No bo czym różni się marnowanie czasu niszcząc zdrowie od niszczenia zdrowia marnując czas? Ostatnio stawiam coraz więcej pytań. Ale jestem zbyt słaby, żeby odpowiadać. I nie mam tu na myśli braku siły fizycznej. Jestem zbyt słabym człowiekiem, żeby uświadomić sobie prawdę. Czasem wracam do wcześniejszych wpisów i czuję zażenowanie. Nie wiem jakim cudem ich nie usuwam. Coraz ciężej mi się pisze, wpisy pewnie będą się pojawiały nieco rzadziej. Od teraz do każdego wpisu chciałbym dorzucić coś na ząb, jakąś maksymę, która może podniesie na duchu, może zdrowo zdemotywuje. Bo żeby znaleźć motywację, trzeba motywację stracić. "Stwierdzenie, że zabijasz to, co kochasz, obowiązuje w obie strony." Dzień 30.
To nie ma sensu. Ten blog, jakiekolwiek staranie się o cokolwiek. Przecież i tak umrzemy, wszyscy, ja jestem tylko na poziomie zaawansowanym, przyspieszonym. Myślałem ostatnio o samobójstwie. Dopóki mam jeszcze jakąś godność, dopóki wiem co robię. Przesypiam już większość doby. Ciągle nie rozumiem dlaczego trafiło na mnie. Naszły mnie pewnie myśli. Po co to wszystko? Wszystko co żyje umrze. Jeśli nie teraz, jeśli nie za 1000 lat, to tylko odroczenie wyroku. Wszechświat wystygnie. Wszystko umrze. Zgaśnie. Nikt nie będzie pamiętał Jezusa Chrystusa, Juliusza Cezara, Hitlera i Stalina. Nikt nie będzie pamiętał mnie. Ani ciebie. Nikt nie będzie pamiętał niczego, bo nikogo nie będzie. To straszne. Jaki jest sens życia? Dlaczego żyjemy? I dlaczego umieramy? To nie jest normalne. Głupi krąg życia, bezsensowny. Sam akt życia nie jest uzasadnieniem dla niczego. Ale jaki wtedy będzie spokój. Czym będzie Niebo, jeśli nie martwym Wszechświatem? Ciszą i spokojem. Nicością i wszystkim. Nieskończonością. PS Samobójstwo to nie najlepsze wyjście. Dzień 13.
To już prawie dwa tygodnie prowadzenia bloga. Nawet nie wiem czy ktoś to czyta, nie potrafię tego sprawdzić. Guz rośnie szybciej niż się lekarze spodziewali. Rok życia to luksus, na który mnie nie stać. Każdego dnia mogę zapaść w śpiączkę. Mam nieregularny sen. Raz nie śpię przez dwie doby, innym razem śpię przez niemal całą. Źle się zachowywałem. W stosunku do rodziców i w stosunku do Boga. Nie potrafię ich zrozumieć. Oni cierpią co najmniej tak jak ja. A mój ból staje się nieznośny. Gdybym miał szansę, na kilka miesięcy życia, to martwiłbym się o swoją wątrobę, tak dużo łykam leków przeciwbólowych. Co do Boga, to zapomniałem chyba, że to Bóg. Stwórca, Pan, bla, bla, bla. Kto ma zabierać ludzi, jeśli nie on? Będę więcej się modlił, nie takich cudów dokonywał. Boże, wylecz mnie, ja chcę żyć! Mam tylko piętnaście lat, co takiego zrobiłem? Czym zasłużyłem na śmierć w bólu? Chcę mieć rodzinę, chcę powiedzieć dziewczynie, co do niej czuję, chcę znaleźć przyjaciela. Chcę mieć psa i syna. Chcę mieć sportowy samochód. Chcę umrzeć ze starości! Czy proszę o tak wiele? Jesteś Bogiem, nie takie rzeczy robiłeś. Będę więcej się modlił. Dzień 10.
Rodzice bardzo źle sobie radzą. Nie śpią w nocy. Mają problemy w pracy. Kłócą się. Oczywiście chcą, żebym tego nie widział, ale nie urodziłem się wczoraj. Mniej się do siebie odzywają. Inaczej, stracili już całe to charakterystyczne ciepło. To strasznie przygnębiające, umierać i ciągnąć za sobą innych. Dlaczego musiało się to przydarzyć właśnie mi? Przecież jestem dobrym człowiekiem. Nie kradłem, przykładałem się do lekcji. Nie wyśmiewałem innych. Czy Bóg ma w ogóle serce? Co za hipokryta. Kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera, tak? Ciekawe. Gdzie jest całe miłosierdzie? Gdzie miłość do człowieka? Dlaczego codziennie tysiące dzieci cierpi z powodu chorób?! Niewinnych dzieci! Młodszych ode mnie. Dzieci, których jedyną zbrodnią jest to, że się urodziły. Codziennie dzieci są bite i gwałcone. Żyjemy na Ziemi, kolebce gwałcicieli i morderców. Psychopatów i złych ludzi. Jesteśmy najgorszymi stworzeniami we Wszechświecie. Wczoraj byłem w kościele, chyba ostatni raz. Co mi po modlitwie? Bóg nie istnieje. Modlisz się codziennie od piętnastu lat i dostajesz raka. Świetny układ Boże! Miłosierny i kochający. Jeżeli Bóg istnieje to jest seryjnym mordercą. 2/15/2015 Każda szczelina ma czemuś służyć. Szczelina może służyć, żeby zajrzeć wgłąb chlebaka.Read NowDzień 9.
Nie czuję się znacznie gorzej niż na początku. Czasem boli mnie głowa. Nudności są chyba mniejsze. Może to było zatrucie? Może nie jestem chory? Zastanawiam się czy lekarze nie pomylili zdjęć. Takie rzeczy się przecież zdarzają. Oglądałem kiedyś pewien film. U kobiety zdiagnozowano guza mózgu. Ta, zrozpaczona, wzięła wszystkie swoje oszczędności, zaczęła podróżować, jadać w drogich restauracjach, chciała być szczęśliwa. Na końcu okazało się, że jest zdrowa, a aparatura w szpitalu była zepsuta. To może się zdarzyć też w Polsce, prawda? Rodzice ciągle chcą mnie posyłać na grupy wsparcia, do terapeutów, nie rozumieją, że nie chcę z nikim takim rozmawiać. Skąd stary dziadek, wielki terapeuta może wiedzieć jak się czuję? Nie dość, że on jest zdrowy, to wychował się w całkowicie innym świecie. To jest nonsens. Dzień 7.
Dzisiaj odbierałem wyniki dodatkowych badań. W piątek 13. Nie jestem przesądny, ale coś w tym musi być, bo guz jest duży. Nie będzie żadnej operacji. NFZ przestanie też refundować chemię, bo szansa na przeżycie roku jest zbyt niska. A chemia jest droga. Lekarz nie powiedział tego wprost, ale mam mniej niż rok życia, tak mniej więcej. Muszę poprosić o innego lekarza, ale to przecież nie amerykański serial, a ja nie jestem jedynym chorym. Co ja sobie w ogóle myślę? Za rok mnie tutaj nie będzie. Tak po prostu. Nie, że będę gdzieś indziej, że wyjadę. Nie będzie mnie. Będę martwy. Kurde... To chyba powoli do mnie dociera. Ciekawe ile jeszcze będę sprawny. Od poniedziałku szkoła stanie się dla mnie nieobowiązkowa. Będę mógł chodzić, ale nie będę oceniany. Nie wiem czy mówić kolegom. Bo to tylko koledzy. Nie mam przyjaciół. Nie mam dziewczyny. Pewnie będą smutni, że przestane chodzić do szkoły. Przez pierwszy tydzień. Powoli dociera do mnie, że koleżanka ze szkoły nigdy nie dowie się co do niej czuję. Bardzo egoistycznie byłoby teraz jej o uczuciu powiedzieć. Zakochało się w tobie dziecko z rakiem. Co robić? Patowa sytuacja. Dodatkowo jeżeli, jakimś cudem, odwzajemniłaby uczucie to byłaby to najgorsza z możliwych opcji. Skończylibyśmy jako dwoje młodych, kochających się ludzi, którzy siebie stracą. Byłbym granatem z opóźnionym zapłonem. Nie, nie mogę do tego dopuścić. Dzień 6.
Postanowiłem od dzisiaj numerować dni od początku opisywania choroby na blogu. Dziś jest dzień 6. Na razie nie czuję się bardzo źle. W sumie to gdyby nie bóle głowy i czasem nudności, to byłoby normalnie. Nie powiedziałem jeszcze nic kolegom. Boję się tego bardziej niż samej choroby. Kiedy masz raka, to znaczy guza, to ludzie traktują cię inaczej. Pobłażliwie. Nauczyciele pewnie będą mniej wymagać i podciągać oceny, koledzy będę milsi. To wszystko nie jest złe, ale jest nieprawdziwe. Dzisiaj będę miał pierwszą chemię. Dodatkowo od czasu do czasu będę jeździł na naświetlania. Możliwe, że wspomogą chemioterapię. Myślę, że będzie dobrze. Tak w sumie, to mogę przeżyć. Mogę przeżyć. Mogę. Będę się starał robić wpisy codziennie lub co dwa, trzy dni. Dzisiaj byłem na dodatkowych badaniach. Jestem w takim wieku, że jednocześnie powinno i nie powinno się mnie informować o wynikach badań. Ale rodzice, jejku, zachowują się jak dzieci. Ale to chyba do mnie nie dotarło jeszcze co się dzieje. Czuję się jakbym oblał naprawdę bardzo ważny test. I nie mogę go poprawić.
Przede wszystkim nie mam raka mózgu. No bo takie coś nie istnieje. Rak jest wtedy, jak coś się popsuło w komórkach nabłonkowych, a w mózgu jest ich co kot napłakał - mało. Także to nie rak. Po prostu złośliwy guz mózgu. Brzmi lepiej niż rak. Będzie naciskał mi na szyszynkę coraz mocniej. To taka część mózgu, która wydziela hormony odpowiedzialne za np. sen. To przez szyszynkę ciężko zasnąć kiedy światło jest włączone. Dodatkowe badania sprawdzą czy guz można operować, ale jest na to mała szansa. Prawdopodobnie będę miał dwa tygodnie chemii, dwa tygodnie życia. I tak na okrągło. Do śmierci, chyba że będę chciał przerwać. PS Szyszynka wydziela substancję, która jest głównym składnikiem ayahuasca. Dobra, przemyślałem sobie parę rzeczy. Przede wszystkim, nie umrę, przynajmniej na razie. Takie mam plany na najbliższą przyszłość. Niedługo będę miał dodatkowe badania, które powiedzą jak wielki krab urósł mi we łbie. Ach, mogłem nie siedzieć tyle przed tym komputerem. Chyba nie traktuje tego wszystkiego wystarczająco poważnie. W internecie jest strasznie dużo różnorakich (widzicie grę słów?) artykułów na temat raka, straszą one bardziej niż pozytywny wynik badań. Muszę przestać tyle siedzieć przed tym komputerem. PS Dowiedziałem się, że nie każdy nowotwór to rak, ale każdy rak to nowotwór. Ciekawe nie? PPS Znalazłem fajną infografikę w gabinecie lekarza. Mózg jest fascynujący, to nie jest dziwne, że czasem coś tam nie gra. Należy wykazać odrobinę zrozumienia. Od pewnego czasu zaczęła boleć mnie głowa. Nie miałem z tym nigdy problemów, co było jeszcze bardziej niepokojące. Ale mam 15 lat, jestem w końcu młodym bogiem, co może mi grozić? Zignorowałem to.
|